Wzrok po czterdziestce

Na początku „drugiej połowy” życia nasz wzrok ulega zmianom. W tym wieku, pod warunkiem że nie mamy krótkowzroczności, zaczynamy oddalać od oczu książki i smartfony, bo z bliskiej odległości już nie widzimy komfortowo. Nasze oko już nie może tak łatwo wysilić się żeby zobaczyć „coś małego” z bliska. Dzieje się tak z uwagi na proces starzenia soczewki naszego oka, która staje się mniej elastyczna i nie potrafi tak łatwo zmieniać swojej mocy optycznej, napinać się przy pracy z bliska. To jest naturalny proces zmiany soczewki związany z jej wiekiem, zwany starczowzrocznością czy prezbiopią. Przy braku wady w tym wieku zaczynamy potrzebować pomocy optycznej ze znakiem „+”, czyli dobieramy okulary do pracy z bliska. Jeśli jednak mamy wadę wzroku to na wadę istniejącą nakłada się ta dodatkowa, związana z wiekiem. Ten proces powoli idzie do przodu – średnio o +0,5 dioptrii na każde 3-5 lat.

Dlatego pacjent w tym wieku, który zwraca się do nas z chęcią korekcji wady wzroku wymaga trudnej decyzji – czy korygować wadę? A jeśli tak, to w jaki sposób najlepiej – czy lepiej wybrać laserową korekcję, czy może wymienić soczewkę oka na sztuczną wieloogniskową?

Decyzja nie zawsze jest prosta i oczywista, a tak naprawdę zawsze jest „coś za coś” i nie ma rozwiązań idealnych. Dlatego nazywam ten wiek wiekiem poszukiwania kompromisu. I szukać trzeba naprawdę mądrze. W tym artykule spróbuje poszukać go omawiając różne warianty decyzji z którymi spotykamy się na co dzień w praktyce lekarskiej. Najlepiej będzie to omówić na konkretnych przykładach.

Starzenie się oka bez krótkowzroczności

Masz 43-45 lat, i już bez okularów do bliży +0,75 D nie możesz czytać małego druku, nie widzisz szczegółów na mapie nawigacji, a smartfon z całodobowego przyjaciela stał się trochę irytujący – nawet na odległości wyciągniętej ręki już nie można odczytać prognozy pogody… dramat. Starczowzroczność. Co robić? Uważam, że to czas na przeprowadzenie badania oczu, po którym, przy braku zmian przedniego odcinka gałki ocznej, w soczewce wewnątrz gałki, oraz zdrowym odcinku tylnym (siatkówka, nerw wzrokowy), lekarz okulista dobierze nam okulary do bliży, z których zaczniemy korzystać. Nie zawsze jest to tragiczne i niewygodne. Rozeznamy się w modnych oprawkach, zajrzymy do salonów optycznych. Zorientujemy się ile kosztują ładne szkiełka z mnóstwem możliwości wyboru powłok. Popatrzymy jak wyglądamy w tych okularach – a może nam się spodoba! Nigdy nie namawiam pacjenta, który dopiero zaczyna swoją drogę w normalnym, „wiekowym” spadku akomodacji, do wykonywania zabiegu korekcji. Laserowa korekcja tu nie pomoże – problem dotyczy tylko ostrości z bliska, do dali bez wady wzroku widzimy dobrze.

Jeżeli nie chcemy używać okularów „+” do bliży – musimy wymienić soczewkę własną na sztuczną, wieloogniskową, a to jest zabieg wewnątrz gałki, który zawsze jest obarczony pewnym, choć i niewielkim, ryzykiem. Nowoczesne soczewki wieloogniskowe, czy „pseudoakomodacyjne” dają nam niesamowicie dobrą jakość widzenia, ale niestety i tak nie będzie tak idealnie jak w młodości – dlatego przy małych wartościach okularów do bliży uważam, że natychmiastowa decyzja o zabiegu wymiany soczewki na sztuczną nie jest słuszna. Co się dzieje dalej? Dalej „plusy” w okularach do bliży niestety rosną, bo soczewka coraz gorzej nam „zoomuje”. Zmieniając kolejne szkła, lekarz okulista mówi, że widzi w naszej soczewce pierwsze oznaki starzenia się – ma ich każdy człowiek po osiągnięciu pewnego wieku. Odczuwamy coraz więcej dyskomfortu w życiu codziennym – przestajemy lubić czytanie przed snem, w sklepach nie potrafimy już bez okularów zapoznać się ze składem na opakowaniach. Do tego koszty tych okularów, gubienie ich i szukanie, i t. d. No i powoli dociera do nas jakie jest tempo starzenia się naszego oka. Na bazie własnych doświadczeń możemy wyobrazić sobie jak ten proces będzie wyglądał dalej. Jeśli mamy już dosyć niewygody – podejmujemy decyzję o zabiegu wymiany swoich soczewek na wieloogniskowe. Zawsze musimy coś stracić – bez tego nie jesteśmy w stanie docenić tego, co nabywamy.

Niewielka krótkowzroczność

A co jeżeli jesteśmy w tym samym wieku – „po 40-ce”, ale mamy niewielką krótkowzroczność – około −1,5 czy −2,0 dioptrii i używamy okularów do dali? Nigdy jakoś nie udało się znaleźć czas na skorygowanie tej wady – bo dzieci, praca, obowiązki… A teraz akurat jest bardziej stabilny, spokojniejszy etap życia, mamy więcej czasu dla siebie – dlaczego by tej wady nie skorygować? Owszem, można, o ile pozwala na to budowa rogówki oka. Trzeba jednak sobie uświadomić, że po korekcji krótkowzroczności w tym wieku polepszamy ostrość widzenia w dal, ale jednocześnie pogarszamy komfort pracy na bliskiej odległości. Ten problem z pogorszeniem ostrości widzenia z bliska, który u osoby normowzrocznej (czyli bez wady wzroku) powoli pojawia się po 40-tce i wymaga używania okularów ”+” do bliży, nagle mamy w jeden dzień, zaraz po zabiegu. Nie mamy tego czasu na adaptację, który daje życie w okresie początkowej „starczowzrocznosci” u pacjentów bez wady wzroku. Krótkowzroczność nieznacznego stopnia po 43-45 roku życia pomaga dobrze widzieć z bliska, a nawet zachęca do zdejmowania okularów z ‘minusem’, żeby komfortowo pracować na bliskiej odległości. Najmocniej odczuwają to pacjenci, którzy używają głównie soczewek kontaktowych w korekcji wady: „w tych soczewkach zawsze było dobrze i z daleka i z bliska, a teraz w nich z bliska nie widzę wyraźnie”.

Czyli, po laserowej korekcji niewielkiej krótkowzroczności w tym „specyficznym” wieku, możemy wreszcie prowadzić samochód i biegać bez okularów, ale używanie smartfonu już będzie wymagało co najmniej powiększenia czcionki, lub założenia okularów do bliży ze znakiem „+”. Zamieniamy okulary ze znakiem „minus” do dali na okulary ze znakiem „plus” do bliży. Czy warto? Każdy musi odpowiedzieć na to pytanie sam. Moim zdaniem, jeśli praca polega na 8-godzinnym wpatrywaniu się w monitor albo wykonywaniu innych czynności w nieznacznej odległości od oczu (kosmetyczka, praca z dokumentami, każda praca przy biurku), oraz jeśli kochamy czytanie książek, malowanie, inne prace ręczne – nie warto. Jeśli jednak nasz zawód polega głównie na patrzeniu w dal (kierowca zawodowy, żołnierz, pilot), biegać, pływać, jeździć na nartach, a wieczorem jesteśmy skłonni obejrzeć dobry film na telewizorze, do którego mamy 3-5 metrów i nie za bardzo lubimy książki – może to być właściwa decyzja. Wybierając, idziemy na kompromis. Najtrudniej jest z wyborem, kiedy pracownik IT lubi pobiegać w nocy, po 10 godzinach siedzenia z nosem w ekranie.

Czasami, szukając tego kompromisu, wybieramy stworzenie „różnowzroczności” – korygujemy w całości krótkowzroczność w jednym oku, kierującym do dali, ale celowo pozostawiamy część wady (np. −1,25 D) w drugim oku, żeby korzystać z możliwości dobrego widzenia niedokorygowanym okiem z bliska. Tak nieznaczna różnica nie jest mocno odczuwalna w widzeniu stereoskopowym, ale pozwoli nam widzieć z dobrą ostrością na wszystkie odległości. Tak będzie do wieku ok. 50-ciu lat, a dalej „plusy” do czytania i tak nas dopadną. Kiedy decydujemy czy skorzystać z tej opcji, zawsze zachęcam do próby oceny tolerancji róznowzroczności jeszcze przed wykonaniem zabiegu. Proszę pacjenta założyć sobie soczewki miękkie tej samej wartości, jaką chcemy zaplanować w korekcji laserowej i, wykonując swoje codzienne czynności, ocenić czy takie rozwiązanie jest słuszne. To bardzo pomaga w podejmowaniu prawidłowej decyzji.

Duża krótkowzroczność

A co jeśli nasza krótkowzroczność nie jest taka mała i wynosi ponad −3,5 a nawet ponad −5,0 D? Czyli mamy porządną wadę ze znakiem „minus”, i jeszcze do niej ewentualnie niezborność (astygmatyzm)? W takim przypadku decyzja jest dużo łatwiejsza, bo przy takich wadach po 45-m roku życia jesteśmy zazwyczaj zmuszeni używać dwóch par okularów – do dali oraz do bliży. Albo inwestujemy w okulary progresywne – wieloogniskowe, które mają wartość korekcji do dali w górnej części szkła, a do bliży w dolnej. Koszt takich okularów to obecnie około 2000 złotych. Trzeba je niestety zmieniać co 2-3 lata, w zależności od tego, jak szybko starzeje się nasza soczewka oka. Możemy zdecydować, że chcemy pozbyć się tej wady, lub chociażby znacznie ją zmniejszyć. W jaki sposób? Można wykonać laserową korekcję wzroku, albo postąpić bardziej radykalnie, wszczepiając sztuczną soczewkę wewnątrzgałkową. Takie wieloogniskowe soczewki potrafią w pełni wyostrzyć widzenie w dal, a ponadto mają kilka ognisk pozwalających na dobrą ostrość i z bliska, i w tak zwanej odległości „pośredniej”.

Przy podejmowaniu takich decyzji niezbędne jest badanie oka, które pozwala nam ocenić w jakim stanie są wszystkie najważniejsze elementy budowy naszej gałki ocznej. Na przykład, czy mamy rogówki wystarczająco grube i przezierne – czy w ogóle można laserem skorygować tak wysoką wartość wady? Jeśli tak, to można podjąć decyzję o laserowej korekcji (metodą FEMTO-LASIK lub SMILE), ale raczej z celowym pozostawieniem małej krótkowzroczności. To pozwoli z przyjemnością dobrze widzieć z bliska, zakładając niezbyt mocne okulary tylko do prowadzenia samochodu, czy innych czynności wymagających ostrego widzenia w dal. Będąc w tym skomplikowanym wieku nie warto korygować swojej dużej wady „do zera”. Dlaczego? Dlatego, że przy tak mocnej wadzie, mając ją przez ponad 40 lat, zwykle jesteśmy przyzwyczajeni do bardzo dobrego widzenia z bliska. Książki, ekrany i inne rzeczy zawsze trzymaliśmy zbyt blisko oczu. To jest nawyk, z którym nie jest łatwo się rozstać. A co do ostrości w dal taki krótkowidz nie jest bardzo wymagający. Najczęściej nie pilotuje samolotów.

    Badając oko dalej – czy mamy przezierną soczewkę wewnątrzgałkową? Jeśli soczewka już ma początkowe zmiany prowadzące do zaćmy (a wiemy, że nie ma na te zmiany lekarstwa – będą się one pogłębiać), to czy nie lepiej skorzystać  z nowoczesnych technologii i wymienić soczewkę na wieloogniskową, z pełną korekcją wady i do dali i do bliży? Korygujemy w taki sprytny sposób i wadę wzroku, i starczowzroczność i zostajemy z takim rozwiązaniem już do końca naszego pięknego życia. Można również i tu według własnych preferencji skalkulować wartość soczewki do wszczepienia w taki sposób, żeby mieć lepszą ostrość widzenia z bliska. Idąc dalej w badaniu – czy mamy w porządku dno oka (siatkówkę, plamkę, nerw wzrokowy)? A może okulista wykryje poważne problemy, którymi musimy się natychmiast zająć, i na razie zapomnieć o korekcji wady, bo to już nie będzie najważniejsze? Rzadko, ale tak też bywa.

    Dalekowzroczność

    No i na koniec najtrudniejsza wada – dalekowzroczność, czyli wada ze znakiem „plus”, a do tego czasami jeszcze astygmatyzm dalekowzroczny. Dlaczego najtrudniejsza? Dlatego, że „plusowa” korekcja z wiekiem wzrasta – i do dali, i do bliży. Czyli osoby, które od młodości nosiły okulary ze znakiem „+” po 40-m roku życia mają wrażenie że „wszystko się sypie” – ostrość spada i z daleka, i z bliska, czasem wymaga to wymiany okularów co 1-2 lata. Mało tego – w okularach do dali już nie widzą dobrze ekran komputera, a w okularach do czytania już nie da się odczytać sms na telefonie… Jest to bardzo niewygodne. Laserowa korekcja tu nie uratuje – starzeje się soczewka wewnątrz oka, już nie potrafi tak jak w młodym wieku kompensować część wady wzroku. W takich przypadkach zalecam jak najbardziej wszczepienie wieloogniskowej soczewki. Pacjenci z dalekowzrocznością, a tym bardziej z astygmatyzmem dalekowzrocznym, są najbardziej zadowoleni z efektów takiego zabiegu.

      Istnieje wiele różnych opcji soczewek do wszczepienia, wiemy które lepiej się sprawują u kierowców (dobra ostrość w dal i bez rozbłysków w nocy), nauczycieli (widzieć i ucznia, i zeszyt), myśliwych oraz żołnierzy (muszka-cel), komputerowców (monitor oraz do dali), do wszczepienia obuocznie oraz tylko do jednego oka. Każda wada wzroku, każdy zawód, a nawet hobby, ma swoje specyficzne cechy, które powinniśmy uwzględnić przy wyborze soczewki do wszczepienia.

      Mogę podać swój przykład – jestem lekarzem okulistą, nigdy nie miałam wady wzroku, około 48 roku życia zaczęłam używać okularów do bliży, tak jak każdy przy starczowzroczności, ale 3 lata temu moje lewe oko powoli zaczęło widzieć gorzej niż prawe. Przy badaniu okazało się, że mam w tym oku pierwsze objawy zaćmy. Moim priorytetem przy wyborze soczewki wieloogniskowej było to, żeby działała ona w sposób jak najbardziej zbliżony do mojej naturalnej, tej w prawym oku, której na razie nic nie jest. Na zabieg umówiłam się do Dr. Pawła Szkaradka, który operuje zaćmę w naszym ośrodku od lat. Zabieg trwał dosłownie 5 minut. Chyba dłużej robiliśmy zdjęcia pamiątkowe. Teraz, owszem, potrzebuję okularów +0,5 D dla bardzo precyzyjnej pracy na bliskiej odległości, ale za to nie widzę żadnej różnicy pomiędzy moimi oczami w ostrości wzroku w dal. Z bliska widzę lepiej okiem operowanym. Każdy człowiek jest inny, u każdego jest inna budowa gałki ocznej i inne wymagania w życiu codziennym, a wszystko to wpływa na optymalne parametry soczewki do wszczepienia.

      Scroll to Top